„Śnieżyca” Neal Stephenson [recenzja]

Rok temu przeczytałam 50 stron „Śnieżycy”, a później z jakiegoś powodu książkę odłożyłam. Już nie pamiętam z jakiego, ale wróciłam do niej po przeczytaniu stu innych książek i upływnie 12 miesięcy. Ponieważ, mimo przeczytania takiej ilości słów cały czas pamiętałam o czym było te 50 stron… a było o nieudanym dostarczeniu pizzy.

Książkę Stephensona można czytać na wiele sposobów:

  • jako ostrzeżenie przed monopolistycznymi korporacjami, wobec których rządy (w tym wypadku Stanów Zjednoczonych) będą bezsilne, a wprost przeciwnie będą chodzić u nich na krótkiej, bardzo krótkiej smyczy;
  • jako walkę o władzę organizacji legalnych (kościół Wielebnego Wayna) z nielegalnymi (Mafią), gdzie niekoniecznie te nielegalne są tymi złymi;
  • jako obraz zagubionego społeczeństwa;
  • jako próbę wytłumaczenia w jaki sposób powstają religii, a również pewne rozważania nad chrześcijaństwem;
  • jako wizję przyszłości, w której człowiek żyje w dwóch wymiarach: wirtualnym i realnym;
  • możne tez ją po prostu bez wdawania się w głębszy sens przeczytać jako swego rodzaju kryminał.

Głównymi bohaterami jest S.U. – kurierka oraz Hiro – haker, który trudni się rozwożeniem pizzy. Czytając książkę odniosłam wrażenie, że wątki związane z S.U. odpowiadają za popychanie akcji do przodu oraz ogólnie za akcje w książce, natomiast Hiro był odpowiedzialny za rozważania filozoficzno-religijne. Od razu zauważę, że zabrakło mi wśród tych rozważań poruszenia kwestii moralności, bo miałam wrażenie, że życie człowieka jest przedstawione w książce jako niewiele warte, a wszelkie zabójstwa nie zasługują nawet na chwilę refleksji u bohaterów. Tak samo kwestia młodego wieku S.U. 15 lat i jej dekadencka postawa pozbawiona wszelkich złudzeń, fajnie by było, gdy czytelnik wiedział jakie czynniki wpłynęły na tak młodą osobę, że zachowuje się tak, a nie inaczej. Jednozdaniowa informacja, że ojciec jej nie żyje to trochę za mało.  

To co też mnie notorycznie odpycha od czytania literatury science-fiction jest nowomowa, która notorycznie przewija się w tego typu literaturze, a która powoduje, że czasami przedarcie się przez stronę, albo zrozumienie sensu zdania zajmuje zdecydowanie za dużo czasu.

A przy okazji tego argumentu nie sposób nie wspomnieć, że to właśnie w „Śnieżycy” po raz pierwszy pojawił się termin metawersum i została opisana wirtualna rzeczywistość, a było to w roku 1992. Można więc powiedzieć, że mimo upływu 32 lat wizja autora nie została jeszcze zrealizowana, choć już jesteśmy na drodze do jej realizacji.

Podsumowując książka nie jest zła i może warto się nad nią pochylić, choćby dla wizji autora, jak będzie wyglądała przyszłość połączonych rzeczywistości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *