Asteriks – Biały Irys [recenzja]

O mocy pozytywnego myślenia i o tym jak bardzo czasami możemy się zatracić w poszukiwaniu nowego, tracąc z oczu to, co zwyczajne, a co na co dzień przynosi nam szczęście. O tym w skrócie są najnowsze przygody Asteriksa.

Ale w jakim stylu są to przygody? Z pełnym powrotem do tego co w serii najlepsze, czyli humoru, walki z Rzymianami i ratunku wioski przed siłami zewnętrznymi, a te trzeba przyznać są wyjątkowo podstępne, bo oto na scenę wkracza moc pozytywnego myślenia. Do czego ona zaprowadzi, o tym będziecie musieli przekonać się sami.

Osobiście jestem tym zeszytem przygód Asteriksa zachwycona, dawno nie było tak zgrabnie opowiedzianej historii w starym, dobrym stylu. Gdyż mamy tutaj wszystko, nie tylko dobrze zaplanowaną intrygę, ale również potrzebę ludzi, aby cały czas odkrywać nowe. I nie chodzi tylko o to, że do wioski Galów przyszedł nieznajomy i nagle cała wioska dała się uwieść jego urokowi, ale pytanie dlaczego dała się uwieść? Oto mamy dostawcę ryb Ahigieniksa, któremu cała wioska zwraca uwagę, że jego ryby śmierdzą, ale wystarczy jedna uwaga nieznajomego, że fajnie by było łowić samodzielnie ryby, aby zmienił podejście do swojego biznesu. Czy był z tym nowym podejściem szczęśliwszy? Jest odpowiedź w komiksie na to pytanie.

Mam wrażenie, że tym zeszytem, autorzy próbują w zabawny sposób uporać się ze zjawiskiem toksycznej pozytywności i robią to naprawdę w świetny sposób, pokazując pełne absurdu zachowanie Galów i Rzymian.

Mamy też wątek miłości wodza wioski i jego żony, który jest siłą napędową przygód Asteriksa i Obeliksa oraz odwieczne pragnienie Cezara, aby podbić wioskę Gałów. Jednym słowem, jest to świetny powrót do wioski Galów po prawie 2 latach nieobecności.