„Trend jest Twoim przyjacielem” Michael W. Covel

Na wstępie muszę zaznaczyć, że jestem fanka analizy fundamentalnej, a jeżeli myślę o analizie technicznej to w kategorii momentu wejścia na rynek, o ile o niej myślę. Wynika to z faktu, że inwestują długoterminowo, aby czerpać zyski np. z dywidend, więc bardziej zależy mi na tym, aby spółka rozwijała się w długim terminie niż na szybkim wzroście kursu. Wiąże się to z paroma kwestiami, które nie zostały poruszone w książce, a o których należałoby od razu powiedzieć.

Autor przez cały czas udowadnia, że gra z trendem bazująca na analizie technicznej sprawdza się zawsze i wszędzie w przeciwieństwie do analizy fundamentalnej, która po prostu nie działa. I wszystko pięknie tylko zapomina dla mnie o kilku podstawowych rozróżnieniach. Pierwsze z nich i chyba najważniejsze jest płynność rynku. Aby stosować analizę techniczną musimy mieć do czynienia z płynnym rynkiem na którym jest wielu kupujących i sprzedających, tak aby siły popytu i podaży nie zależały od obrotu w wysokości 1 sztuki. Tego problemu nie ma w przypadku analizy fundamentalnej, bo możemy kupować spółkę np. która jest dywidendowa i brak ruchów na niej albo mały obrót nie sprawia nam problemów, ponieważ kupiliśmy spółkę długoterminowo aby czerpać zyski z dywidend, a nie szybkiej sprzedaży licząc na wzrosty. Kolejnymi problemami, które nie zostały dla mnie w książce poruszone przy atakowaniu analizy fundamentalnej jest brak zwrócenia uwagi na horyzont czasowy inwestora, rodzaj rynku na którym gra, instrumenty jakie nabywa, czy czas jaki może poświęcić na doglądanie inwestycji.

I ten brak obiektywizmu w książce chyba najbardziej mi przeszkadzał, bo gdybym grała na rynkach terminowych wtedy wydawałoby się, że naturalnym wyborem byłaby analiza techniczna, a nie fundamentalna. Autor natomiast udowadnia, że rynek na którym się gra nie ma znaczenia (nie wspominając o strategii, bo jest jedyna słuszna – gra z trendem). Wisienką na torcie jest w pewnym momencie stwierdzenie, że Europejczycy (wszyscy jak leci bez wyjątku) nie wiedzą co to przedsiębiorczość, bo tylko Amerykanie się na tym znają.

Jednak żeby oddać sprawiedliwość autor krytykuje nie tylko analizę fundamentalną, ale również pewne aspekty analizy technicznej jak strategie jednodniowe czy wahadłowe, bo tylko strategia gry z trendem jest słuszna.

A skoro już mówimy o strategii gry z trendem rady, jakie przeczytamy w książce są bardzo ogólne i dotyczą rzeczy o których raczej każda osoba myśli np. aby nie rezygnować z pracy, bo na początku zanim nauczymy się rozpoznawać trend i opracujemy własną strategię, będziemy tracić pieniądze, abyśmy nie koncentrowali się na jednym  rynku, czy konkretnym instrumencie. I oczywiście, abyśmy nie tracili pieniędzy tylko zarabiali 😊

Myślę, że jest wiele wartościowych książek jeżeli chodzi o analizę techniczną, jednak w moim odczuciu ta do nich nie należy. I jeżeli czekamy na lotnisku na przylot samolotu to możemy sobie poczytać, bo nie wymaga wielkiej koncentracji, a nawet jeżeli zapomnieliśmy gdzie czytaliśmy, to każdy rozdział jest taki sam opisuje Tradera, który błądzi i tracił pieniądze, bo stosuje inną strategię niż grę z trendem, odkrywa grę z trendem i odbywa podróż od zera do milionera.

5 książek o finansach, które każdy powinien przeczytać

1. „Źli Samarytanie. Mity wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu” Ha-Joon Chang

Ha-Joon Chang jest południowokoreańskim ekonomistą i może dzięki temu nie jest skażony uwielbieniem dla ekonomii neoliberalnej, jakim na ogół wyróżniają się przedstawiciele ekonomii zachodu. W książce mamy wyłożone założenie neoliberalizmu i jej wpływu na rozwijające się gospodarki. Pisarz pokazuje jak rozwinięte kraje Unii Europejskiej oraz Stany Zjednoczone dbają o swoje interesy, aby kraje rozwijające się nie stanowiły dla nich konkurencji na świtowych rynkach. Weźmy choćby prawa autorskie, które długo nie były szanowane w USA. Rzecz uległa zmianie, kiedy firmy ze Stanów zaczęły czerpać z tego tytułu korzyści i tak państwo które dekadami nie przestrzegało praw autorskich nagle stało się ich głównym orędownikiem. Przykładów regulacji, które mają działać na korzyść największych jest w książce więcej.

Źli Samarytanie jest książką, która otwiera oczy. Z jednej strony jako kraj rozwijający się powinniśmy być w Unii, bo czerpiemy z tego tytułu profity i nie można temu zaprzeczyć, a z drugiej strony książka uświadamia nas, że nasza rolę w tej historii, jest rola ubogiego brata, któremu owszem się pomaga, ale który nigdy nie powinien za bardzo urosnąć.  

2. „Pieniądze płyną z duszy. Odzyskaj swoje wewnętrzne bogactwo” Lynne Twist, Jack Canfield

Jest to książka, która mnie zaskoczyła do tego stopnia, że zmieniła postrzeganie wydawania pieniędzy. Do tej pory myślałam, że kupując rzeczy ubrania, książki, gazety, jedzenie po prostu kieruję się jakością, ceną. Jednak z pieniędzmi nie jest tak, jakby mogło się wydawać. Kupujemy coś i tym samym wspieramy dany biznes, osobę, jeżeli kupimy jabłka od polskiego rolnika wspieramy polską gospodarkę, jeżeli kupimy jabłka przywiezione z portugali wspieramy tamten rynek.

W ten sposób możemy kształtować nasze otoczenie, np. wspierać restauracje, które promują jedzenie świeżych produktów warzywnych zamiast mięsa albo odwrotnie wspierać restauracje, gdzie możemy zjeść dobrej jakości mięso. I właśnie ten aspekt wydawania pieniędzy uświadamia książka, że jeżeli pójdziemy do księgarni stacjonarnej i kupimy książkę za 50 zł to wspieramy daną księgarnie, aby istniała owszem tą samą książkę moglibyśmy zamówić przez Internet taniej, ale są to wybory konsumenckie, których dokonujemy z duszą, odpowiadając sobie na pytanie, jakie aspekty swojego otoczenia chcemy wspierać.

3. „Świadomy inwestor. Odkrywanie ukrytego potencjału spółki” Paweł Zaremba – Śmietański

Długo szukałam książki, która omawiałaby analizę fundamentalną skierowaną do inwestora indywidualnego, aż trafiłam na „Świadomego inwestora”. Książka omawia modele wyceny ze szczególnym naciskiem na różnicę jaką ze spółki czerpie inwestor indywidualny, a jaką inwestor większościowy, czy choćby fundusze, które mają powyżej 5% akcji. Książka zwraca uwagę, że inwestor indywidualny nie powinien analizować spółki pod kątem przepływów wewnętrznych, bo nie czerpie z nich żadnych korzyści, ale wypłacanych dywidend, bo to są realne korzyści jakie czerpie z posiadania akcji. Biorąc oczywiście pod uwagę, że patrzymy na spółkę długoterminowo, a nie spekulacyjnie licząc na szybkie wzrosty.

Jednak książka omawia również aspekt wyceny spółki z krótszym horyzontem czasowym, kiedy zależy nam przede wszystkim na wzroście. Ponieważ nie ma jednej wyceny spółki, ale kilka w zależności od tego kto inwestuje: inwestor strategiczny/większościowy czy indywidualny/mniejszościowy, z jakim horyzontem czasowym, czy bardziej zależy takiej osobie na wzroście, czy przepływach gotówkowych i wypłacie dywidendy.

Właśnie na to przede wszystkim książka otwiera oczy, że wycena spółki powinna zależeć od tego kto, kiedy i na jak długo chce zainwestować, bo w zależności od tych czynników wycena będzie się różniła.

4. „Zbij fortunę na dywidendach” Marc Lichtenfeld

Książka omawia aspekty inwestowania skoncentrowanego na inwestowaniu w akcje spółek, które regularnie wypłacają dywidendy. Co prawda omawia rynek amerykański i z tego też powodu np. dobór spółek do portfela tzw. arystokratów dywidendowych, w polskich warunkach nie będzie miał zastosowania, jednak pomysły, na co zwracać uwagę przy doborze takich spółek pozostaje w mocy.

Książka stoi trochę w opozycji do coraz popularniejszego w Polsce nurtu inwestowania pasywnego w ETF-y pokazując jakie korzyści można mieć inwestując w pojedyncze spółki. Nie ucieka również od omówienia spadków na giełdzie, kiedy wszystkie spółki tracą również dywidendowe. Zwraca jednak uwagę, na ważny dla mnie aspekt, jeżeli zainwestujemy w spółkę 10 tyś zł, która wypłaca co roku 1 tyś zł, to po 10 lata początkowy kapitał zostanie nam zwrócony. Oczywiście horyzont czasowy może być dłuższy, w zależności od tego jaką mamy stopę dywidendy.

Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to książka dla osób, które o inwestowaniu w akcje myślę w kategoriach kilkudziesięciu lat, a nie roku, dwóch.

5. „Psychologia ryzyka” Ari Kiev

Była to książka, która zmieniła moje podejście do systemu, a raczej uświadomiła, jak ważne jest, aby taki system posiadać. Pisząc o systemie mam na myśli sytuacje, gdzie zapisuję powody swoich decyzji inwestycyjnych, tak abym po kilku latach mogła do nich wrócić i je przejrzeć. Nie chodzi tylko o to z jakiego powodu otwieram daną transakcję, ale również, czego oczekuję po otwarciu danej pozycji (wzrostu, dywidend) i co musi się wydarzyć (zarówno pozytywnego, jak i negatywnego), abym transakcję zamknęła. Można powiedzieć, że książka uświadomiła mi jak ważne jest odpowiedzenie sobie na pytanie, kiedy chcę zamknąć daną transakcję.

Dzięki temu mam jaśniejszy obraz swojej motywacji, przekonań, a także oczekiwań, jakie mam w stosunku do rynku, danej branży i wreszcie tego jak zachowa się kurs spółki. Z tego też powodu nie martwię się chwilowymi spadkami, bo jeżeli np. kupiłam spółkę gamingową ponieważ  przejrzałam gry, które planuje wydać i z jedną konkretną grą wiążę nadzieję na hit i kasowy sukces to zaczynam obserwować zainteresowanie danym tytułem, bo ono powie mi czy jest szansa na sukces, a nie to czy cena akcji spadła o 2%. A z drugiej strony mogę szybciej zareagować, jeżeli założenia, które stały za otwarciem danej pozycji okażą się błędne