„Pójdę sama” Chisako Wakatake jest sztuką jednego aktora. Poznajemy główną bohaterkę u schyłku życia, kiedy sama spędza czas w swoim mieszkaniu na wspominaniu przeszłości. Choć nie jest w tym samotna, bo towarzyszą jej liczne głosy, które przez lata były głosami żywych ludzi, którzy wywarli na jej życie wpływ. Głosy te razem z nią analizują jej przeszłość i próbują znaleźć sens w wydarzeniach, które ją spotkały. Jednak nie tylko o przeszłości jest to książka, bo mamy również pokazane sprawy bieżące, które zajmują Momoko, jak choćby wizyta u lekarza i dlaczego tak naprawdę do niej dochodzi.
To tyle jeżeli chodzi o fabułę, bo jednak jest to stadium rozmyślań starszej osoby, która podsumowuje swoje życie i próbuje odpowiedzieć na pytanie – kim jest, kim była, a kim mogła być.
To co mi w książce najbardziej przeszkadzało to dialekt. Zdaję sobie sprawę, że był on nieodłącznym elementem głównej bohaterki, jednak u mnie powodował taki odruch zatrzymania i konieczność przeczytania jednego zdania dwu albo trzykrotnie, zanim mogłam pójść dalej. Wybijało mnie to niesamowicie z opowiadanej historii i powodowało niemałą frustrację, że znowu ten dialekt się pojawia. Przez to moje ciągłe zatrzymywanie się i doczytywanie, aby zrozumieć, o czym mówi główna bohaterka umykała mi emocjonalna część narracji. A szkoda, bo mam wrażenie, że gdybym mogła się wciągnąć w lekturę, tak jak na to zasługiwała oceniałabym ja o wiele lepiej.