Nie jestem fanką „Szybkich i wściekłych” jakoś nigdy mnie ten serial (miało być film, ale w sumie przy dziesięciu częściach… ) nie fascynował. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy jeden z uczestników reportażu stwierdził, że nielegalne wyścigi samochodowe wzięły swój początek od tego filmu. A to, że ludzie się nielegalnie ścigają już nie, bo mieszkam na takiej ulicy, że czasami zdarzało mi się obserwować jak jeden z drugim z piskiem opon wchodzą w zakręt i mkną tuż przy bloku. Aczkolwiek ciekawą była narracja, że urządzane są wyścigi samochodowe, bo „nie ma co robić”, jeszcze ciekawiej zrobiło się, przy stwierdzeniu, że to przepisowa jazda stwarza zagrożenie dla ruchu drogowego, a nie pędzenie 120 km/h. Od tego stwierdzenia już tylko krok do wyjaśnienia, że przecież pieszy jest winny wejścia na pasy, bo jak pędzi tak samochód wiadomym jest, że się nie zatrzyma i zielone światło dla pieszego tutaj niczego nie zmienia.
Od wyścigów samochodowych zaczyna się reportaż Bartosza Józefiaka „Wszyscy tak jeżdżą” po który sięgnęłam z ciekawości, bo niedługo będę robiła prawo jazdy, więc chciałam poczytać o tym, jak się w Polsce jeździ. A jeździ się bez poszanowania przepisów prawa drogowego, za to ze zrozumieniem, że przecież prawa ograniczają wolność kierowców. Najlepiej ten stan mentalny oddaje wypowiedź jednego z bohaterów reportażu, który po zabiciu dwójki ludzi nie miał sobie nic do zarzucenia, bo przecież „pieszy ma obowiązek patrzenia, czy nie utrudnia ruchu kierowcy”. Taka „wolność” rozumiana jako mi wolno wszystko, to inni mają uważać wywodzi się z postrzegania pieszego lub rowerzysty jako kogoś gorszego, bo przecież ja pan i władca jadę samochodem, a ten plebs przy krawężniku ma uważać, czy mi nie przeszkadza.
I tak z reportażu można się dowiedzieć, że winny wypadku jest:
– pieszy, bo wyszedł na ulicę, a powinien poczekać
– kierowca drugiego samochodu, bo jechał za wolno albo starym samochodem
– drzewa przy drodze, bo rosły
– rowerzysta, bo jechał poboczem
– zły stan polskich dróg
– źle postawione znaki,
ale jakoś nigdy nadmierna prędkość nie jest winna, bo przecież jadąc 150 km/h nad wszystkim można zapanować.
Oprócz kwestii szybkości na polskich drogach z reportażu dowiemy się jaką rolę odgrywa samochód w miastach, które są kiepsko skomunikowane jeżeli chodzi o transport publiczny i czy można wtedy żyć bez samochodu? Jak żyje się kierowcą ciężarówek czy kurierom InPostu? Jak funkcjonują ludzie, którzy na co dzień jeżdżą Uberem albo taksówką. Reportaż porusza wiele aspektów bycia kierowcą, zapoznaje nas zarówno z punktem widzenia rodzin ofiar wypadków, jak i osób, które do tych wypadków doprowadziły. I tylko pozostaje mieć nadzieję, że fascynacja „szybkimi i wściekłymi” z biegiem czasu osłabnie.