Stosik grudniowy, czyli zdobycze poświąteczne :)

stosik grudniowy
  • “Słoneczny mąż” Brandon Sanderson
  • “Okruchy Jadeitu. Szlifierz z Janloonu” Fonda Lee
  • “Wojna o jadeit” Fonda Lee
  • “Dziedzictwo Jadeitu” Fonda Lee
  • “Miecz i Cytadela” Gene Wolfe
  • “Urth Nowego Słońca” Gene Wolfe
  • “Księga mieczy” Gardner Dozois
  • “Zaufanie” Hernan Diaz
  • “Przeżyj rok w średniowieczu” Hillmann Bendikowski
  • “Cztery zaginione miasta” Annalee Newitz
  • “Na koniec świata. Przyprawy, które zmieniły historię” Thomas Reinertsen Berg
  • “Łowcy skarbów. Jak ojcowie archeologii rozkradli bogactwa orientu” Jurgen Gottschlich, Dilek Zaptcloglu-Gottschlich
  • “Człowiek, który zniszczył kapitalizm” David Gelless
  • “Za Putina” Ian Garner
  • “Świat na sprzedaż” Javier Blas, Jack Farchy

I tak się przedstawia moje ostatnie zakupy książkowe w tym roku oraz prezenty, które dostałam pod choinkę. Chciałabym powiedzieć, że w następnym nie będę szaleć, bo mam wystarczająco książek do czytania, ale jako wprawiona w bojach książkoholiczka, wiem, że luty w Mag-u będzie dla mnie dużym wyzwaniem, aby niczego nie nabyć 😉

„Pójdę sama” Chisako Wakatake [recenzja]

„Pójdę sama” Chisako Wakatake jest sztuką jednego aktora. Poznajemy główną bohaterkę u schyłku życia, kiedy sama spędza czas w swoim mieszkaniu na wspominaniu przeszłości. Choć nie jest w tym samotna, bo towarzyszą jej liczne głosy, które przez lata były głosami żywych ludzi, którzy wywarli na jej życie wpływ. Głosy te razem z nią analizują jej przeszłość i próbują znaleźć sens w wydarzeniach, które ją spotkały. Jednak nie tylko o przeszłości jest to książka, bo mamy również pokazane sprawy bieżące, które zajmują Momoko, jak choćby wizyta u lekarza i dlaczego tak naprawdę do niej dochodzi.

To tyle jeżeli chodzi o fabułę, bo jednak jest to stadium rozmyślań starszej osoby, która podsumowuje swoje życie i próbuje odpowiedzieć na pytanie – kim jest, kim była, a kim mogła być.

To co mi w książce najbardziej przeszkadzało to dialekt. Zdaję sobie sprawę, że był on nieodłącznym elementem głównej bohaterki, jednak u mnie powodował taki odruch zatrzymania i konieczność przeczytania jednego zdania dwu albo trzykrotnie, zanim mogłam pójść dalej. Wybijało mnie to niesamowicie z opowiadanej historii i powodowało niemałą frustrację, że znowu ten dialekt się pojawia. Przez to moje ciągłe zatrzymywanie się i doczytywanie, aby zrozumieć, o czym mówi główna bohaterka umykała mi emocjonalna część narracji. A szkoda, bo mam wrażenie, że gdybym mogła się wciągnąć w lekturę, tak jak na to zasługiwała oceniałabym ja o wiele lepiej.